10.02.2015

"Prześwit" Rozdział 2 "Sukienka''


Tytuł: Rozdział drugi ,,Sukienka''
Data publikacji: 09.02.2015
Postacie: OC

Z dedykacją dla Amaterasu z okazji urodzin
 
      — Reila! Jak dobrze, że nic ci nie jest! — wołała rozpromieniona Vanille biegnąc do zdziwionej dziewczyny z wyciągniętymi ramionami. Niebieskooka naprawdę cieszyła się, że jej przyjaciółka jest cała i zdrowa.
      — Nie rozumiem, Vanille, dlaczego miałoby mi się coś stać? — diablica uśmiechnęła się i przytuliła towarzyszkę. — Przecież nie jestem taka znowu słaba.
      Dziewczyna ubrana była w zwiewną sukienkę, która falowała pod wpływem wiatru. Kolorowe kwiatki umieszczone na materiale mieniły się pod wpływem słońca.
      Na twarzy Vanille pojawił się szczery uśmiech. Taka właśnie była Reila. Nawet w obliczu zagrożenia potrafiła poprawić humory przyjaciół.
      — Chodźmy. — zarządził Shiro przechodząc obok i wyjmując z pochwy miecz. — Chyba, że chcecie, by dzisiejszy dzień był waszym ostatnim. W końcu nie wiemy, czy kogoś tutaj nie ma.
      Ruszyli przed siebie w zgodnym szyku: Dayu na przedzie, jako że posiadając bardzo dobry węch mogła informować ich o zbliżających się wrogach, zaraz za nią szła Vanille z wyciągniętym przed siebie, bezimiennym nadal mieczem, mając za zadanie ochronę Dayu, gdyby wróg zaatakował nieoczekiwanie, później Shiro z mieczem w ręku oraz Reila bawiąca się swoim sztyletem.
      Idąc, Vanille zastanawiała się nad celem ich wyprawy. Tak naprawdę nic o nim nie wiedzieli, a jednak wyruszyli, podążając tylko i wyłącznie za tym, co mówiły plotki. Zachowali się głupio… nie, ona zachowała się głupio. To przecież ona namówiła ich, by za nią poszli.
      Ścisnęła mocniej miecz i zacisnęła usta w wąską linię. Nie wybaczy sobie, jeśli któremuś z jej przyjaciół coś się stanie.
      W pewnej chwili Dayu nagle zatrzymała się, a Vanille z ledwością udało się na nią nie wpaść i nie zepchnąć na pokryte liśćmi podłoże.
      — Co się dzieje? — zapytał Shiro podchodząc do zaniepokojonej dwunastolatki.
      — Ktoś tutaj jest. Czuję go. Ma bardzo… znajomy zapach.
      Vanille podeszła do najbliższego drzewa i wyjrzała za nie. Napotkała tylko wzrok wystraszonej wiewiórki, która uciekła tak szybko, jak się pojawiła. Obróciła się w stronę przyjaciół i wzruszyła ramionami.
      — Znajomy? W jakim sensie…? — Shiro nie dokończył zadawać pytania Dayu, bo usłyszał przeraźliwy krzyk. Krzyk, który nie wydobywał się w gardła ofiary zaatakowanej przez Vanille, o nie.
      — Reila! — krzyknęła Dayu zakrywając sobie usta dłonią. Dziewczyna zawisła w powietrzu trzymana za gardło przez wysokiego mężczyznę. Jej sztylet leżał wśród liści i mchów niezdatny w tej chwili do niczego.
      Mag, który trzymał Reilę uśmiechał się do nich obleśnie szczerząc niewielkie, aczkolwiek widoczne kły. Jego twarz zdobiła ogromna blizna rozpoczynająca się przy prawym uchu, biegnąca przez całą długość ust i mająca swój koniec przy lewym narządzie słuchu. Czerwone włosy idealnie dopasowywały się do włosów Reili, prawie, jakby byli spokrewnieni… Różniły ich oczy. Czarne, przejrzyste oczy Reili, zdobiące jej niewinną twarzyczkę i oczy maga, czarne jak mara nocna, przekrwione, emanujące złą energią. Choć tego samego koloru, całkiem inne.
      — Villow…
Ten tylko roześmiał się na dźwięk swojego imienia. Oblizał wargi wyglądając jeszcze ohydniej niż wcześniej.
      — Oto ja, kochanie…
      — Puszczaj ją skurwysynu! — wrzasnął Shiro rzucają się na niego z mieczem. Villow upuścił Reilę, która zwinęła się w kłębek na leśnym podłożu i odparował atak Shiro, uderzając go tym samym dwa razy mocniej. Chłopak upadł na ziemię.
      — Przestań! — krzyczała zdruzgotana Dayu. Nie mogła pomóc. Była słaba… zbyt słaba, by móc uratować przyjaciół! Byłą porażką!
      — Co, ty też chcesz? Nie? To siedź cicho. Szczerze mówiąc, w dupie mam tę małolatę, właściwie, was wszystkich też mam w dupie. W ogóle by mnie tutaj nie było, gdyby nie mój pierdolnięty braciszek i jego głupie wymysły.
      — Czego od nas chcesz? — Vanille obserwowała zbierających się przyjaciół. Pamiętała porady swojego nauczyciela: ‘’Najpierw rozmawiaj, później walcz’’. Nie pierwszy raz się do tego stosowała.
      — Wy już dobrze wiecie, czego chcę. A raczej czego chce mój brat. — widząc zdziwione spojrzenie Vanille, oznajmił — Kamień, kretyni, kamień.
      — Co…? Jaki…?
      — Kamień wieczności. Kamień nieśmiertelności. Kamień jeziora. Gwiezdny kamień. Nazywajcie sobie go jak chcecie. Nie zgrywajcie się, dobrze wiecie, czym jest. Poszukujecie go, prawda?
Vanille wpatrywała się w niego zdruzgotana. Skąd wiedział o kamieniu? No tak, plotki. Ale dlaczego oni również uwierzyli w istnienie tej rzeczy? Dlaczego ktoś taki był w stanie zaufać starodawnym legendom?
      — Zapytałem o coś… — Villow tracił cierpliwość.
      — Nie wiemy, o czym ty… — Shiro, pozbierawszy się z ziemi nadal brnął w kłamstwo zapoczątkowane przez Vanille. Nie mogli ujawnić siebie i celu swojej misji.
      Reila, która jeszcze niedawno leżała u stóp Villowa zebrała się z ziemi i przyczołgała do przyjaciół. Patrzyła nieufnie na obie strony. Gdyby wiedzieli…
      — Nie udawajcie idiotów. Dobrze wiecie, o czym…
      — Nie kłóć się z nimi, Villow. Zaraz pięknie nam wszystko wyśpiewają. — Vanille zamarła słysząc głos pełen nienawiści, głos gorzki, bez nuty dobrego uczucia. Głos wydobywający się z ust dwunastolatki.
      — Dayu, o czym ty…?
      — Necta… — Villow uśmiechnął się złowrogo. — Teraz koniec z wami.
      Shiro w porę pociągnął za dłoń Vanille i Reilę, która dopiero co podniosła się na nogi. Zza drzewa wyszła kobieta, wysoka, o pięknych czarnych niczym smoła, długich do pasa włosach.   Stąpała po podłożu lekko i z gracją, szła niczym królowa przemierzająca drogę do królewskiego tronu.
      — I jak Villow? Podoba ci się moja nowa forma? — zapytała używając ciała Dayu. Oczy małej dziewczynki zaszły mgłą, a całe jej ciało jakby straciło swój wyjątkowy blask.
      Kobieta tylko uśmiechnęła się szyderczo nie musząc wypowiadać ani jednego słowa. Dayu stała się jej marionetką, a ona tylko pociągała za sznurki i pisała rolę.
      — Zdziwiłaś mnie, Necto. Zawsze wolałaś nieco silniejsze postacie z mocnym charakterem.
      — Nie dziś, kochanie. Ta dziewczynka była na tyle słaba, że bardzo szybko mogłam wedrzeć się do jej ciała i umysłu nie zwracając na siebie uwagi i działając z ukrycia. — Powiedziała Necta posługując się nadal ustami Dayu. — Nikt na nią przez jakiś czas nie zwracał uwagi, więc nie było większego problemu, by to zrobić.
      — Przestań! Oddawaj nam ją! — krzyknęła Reila pragnąc wyrwać się z uścisku, jakim obdarzył ją Shiro, który wiedział, że dziewczyna nie może użyć pełni swojej magii. Wtedy stawała się nieprzewidywalna, mogła z łatwością pokonać wroga, ale i przez przypadek zabić swoich towarzyszy. Nie wiedziała wtedy, co robi, traciła wszystkie wspomnienia, miała tylko jeden cel: zabić.
      — Dlaczego to robicie? Czego od nas chcecie? — Vanille patrzyła z rozpaczą na przyjaciółkę będącą pod wpływem czaru kobiety.
      Reila zastanawiała się, kim musi być magini, że potrafi zawładnąć nad ciałem i umysłem wybranej osoby. Bez wątpienia była bardzo silną czarodziejką.
      — Villow wyraził się niejasno? Chcemy odpowiedzi. Wszystkiego, co wiecie. Wtedy ją wypuszczę.
      — To szantaż! — krzyknęła rozjuszona Reila.
      — Coś ty, naprawdę?
      Shiro w dobrej chwili chwycił Reilę za dłoń, bo ta ruszyła do przodu pragnąc powalić kobietę na ziemię. Nienawidziła, gdy ktoś ją wyśmiewał, czy z niej szydził.
      Necta zaśmiała się głośno używając tym razem swoich ust. Dayu upadła na ziemię.
      — Dayu! — wrzasnął Shiro i uświadamiając sobie, że nie mogą stać bezczynnie i patrzeć, jak ta wiedźma wykorzystuje ich towarzyszkę, naparł z mieczem w dłoni na przeciwników. Usłyszał tylko swoje imię wypowiedziane przez Vanille, gdy coś błysnęło oślepiająco, a on wylądował z powrotem tam, gdzie znajdował się wcześniej. Obok leżała Vanille porażona promieniem nagłego światła, którego źródło było im jak dotąd nie znane.
      Tylko Reila, której udało się stawić opór nagłemu porażeniu światłem, stała nadal na nogach przygotowana do zaatakowania przeciwników. Jej postać rozbłysnęła na czerwono, a ona sama zaczęła unosić się do góry. Na plecach zaczęły pojawiać się czarne, niewielkie skrzydła, a na jej ciele pojawiały się ślady znaczone długimi bliznami. Diabelska przemiana.
      — Nie! — Shiro podniósł się na nogi. Wiedział, co oznaczało pełne wykorzystanie mocy przez Reilę.
      Dziewczyna niewzruszona krzykami przyjaciela unosiła się ciągle w powietrzu. Villow i Necta z rozszerzonymi ustami wpatrywali się w zjawisko. Jak ta, na pierwszy rzut oka, niezbyt potężna, niska dziewczyna mogła zmienić się w tego potwora?
      Wydała z siebie przeraźliwy pisk i naparła na wrogów. Jej niewielki sztylet przybrał rozmiary długiego miecza.
      Na razie jest dobrze, pomyślała Vanille, atakuje wrogów.
      Jak dotąd nie udało im się odnaleźć sposobu na przywrócenie Reili do jej prawdziwej postaci. Zawsze czekali, aż się wypali, aż jej magia przestanie działać, lub zamykali ją gdzieś, skąd nie mogła się wydostać nawet magią. Teraz niestety nie było takiej możliwości. Jej magia była przekleństwem.
      Reila miotała zaklęciami jak poparzona. Jej czerwone włosy łopotały na wietrze, a skrzydła ledwo nadążały nad latającą torpedą. Kilka razy wymierzała zaklęcia w swoich przyjaciół, ci jednak na czas zdążali się odsunąć ciągając za sobą nieprzytomną Dayu. W tej chwili byli schowani za jednym z największych drzew w tym lesie, więc Reila nie mogła ich zobaczyć. Oni niestety również jej nie widzieli.
      Ziemia zadrżała, a w powietrzu rozniósł się kobiecy krzyk. Shiro wychynął zza drzewa chcąc zbadać sytuację. Necta leżała na ziemi i zwijała się wśród liści. Tortura diabła, pomyślał Shiro.    Villow wpatrywał się w partnerkę, a po chwili w wrzaskiem rzucił się na potwora. Reila już przymierzała się do zadania ciosu, gdy jej ciało ponownie rozbłysnęło na czerwony kolor, a dziewczyna upadła na ziemię. Wyczerpała się.
      Villow bez chwili zastanowienia zabrał sztylet, który wypadł Reili i podniósł ją do góry wpatrując się w nią wzrokiem szaleńca. Shiro zerwał się z miejsca nawołując na przyjaciółkę. Ta tylko spojrzała nań błagalnym wzrokiem. Po chwili srebrny sztylet przeciął jej ciało, a ona krzyknęła. Krew trysnęła z przebitych narządów, a dziewczyna krztusiła się własną krwią.
      Shiro upadł na kolana z ręką wyciągniętą przed siebie.
      — Reila! Nie...! Reila...! Reila... Nie... — wrzeszczała Vanille, a łzy spływały jej po policzkach. To musi być koszmar. Koszmar, z którego zaraz się wybudzi.
      Bezwładne ciało Reili upadło na czerwone od krwi liście. Nikt z przyjaciół nie ruszył się nawet, gdy Villow zabierając swoją kwilącą z bólu partnerkę wycofał.
      — Już wiecie, jak kończy się zadzieranie ze mną. Skończyła ta, jak sobie na to zasłużyła. Nie myślcie sobie, że to koniec. Dostanę od was te informacje, ale teraz... teraz muszę naprawić to, co wyrządziła wasza pierdolnięta martwa koleżanka.
      Villow zniknął wśród drzew, a w powietrzu roznosił się tylko płacz Vanille. Dziewczyna wpatrywała się w ziemię, a coraz większe łzy spływały jej po policzkach.
      — Reila... — wychrypiała.
      Vanille podniosła wzrok i zamarła. Ciało Reili błyszczało. Białe promienie rozświetlały jej sylwetkę. Vanille podniosła się i wraz z Shiro, który też nie mógł uwierzyć własnym oczom, podchodziła powoli do martwej postaci, której ciało zaczęło stopniowo zanikać. Chłopak ukląkł przy nieżywej i spróbował jej dotknąć, lecz jego dłoń przeniknęła tylko przez ramię. Poczuł przyjemne ciepło.
      Ciało dziewczyny stawało się coraz mniej widoczne, aż w końcu zniknęło całkowicie. Wśród różnokolorowych liści pozostała tylko błyszcząca, biała sukienka w kolorowe kwiatki, którą tak bardzo Reila kochała.