28.03.2015

"Prześwit" Rozdział 4 "Wspomnienie wczorajszego dnia''


Tytuł: rozdział czwarty ,,Wspomnienie wczorajszego dnia''
Data publikacji: 27.03.2015
 Postacie: Charla, Mirajane, Natsu Dragneel,
Happy, OC

      Już od kilku dni zadawała sobie to samo pytanie. Dlaczego? Dlaczego to wszystko spotyka ją, jej przyjaciół? Dziś znalazła na nie odpowiedź. To jej wina. To ona sprowadziła na nich takie nieszczęście. Powinna sama załatwić swoje sprawy, nie mieszając w to przyjaciół. Szkoda, że uświadomiła to sobie tak późno. Tuż po tym, jak...
      Wydarzenie, które miało miejsce wczoraj, wcale nie okazało się być niechcianym koszmarem, z którego mogła się wybudzić, a samo jego wspomnienie wprawiało ją w drżenie i zalewało jej oczy słonymi łzami. Po raz kolejny straciła kogoś, kto był dla niej ważny i po raz kolejny stało się to z jej winy, co jeszcze bardziej wprawiało ją w stan zaawansowanej depresji.
      Trzymała w dłoniach wymiętą i mokrą od spływających z jej oczu łez białą sukienkę w kwiatki, jeszcze wczoraj należącą do jej przyjaciółki. Przyjaciółki, której teraz już nie było na świecie. A ona, Vanille, nie potrafiła jej uratować. Była żałosna.
      Siedzieli w pobliżu miejsca, w którym rozegrała się bitwa między Reilą, a rodzeństwem Shinae. Walka, która zakończyła się śmiercią ich diabelskiej przyjaciółki, za którą w dużym procencie odpowiedzialna, była właśnie Vanille. Jednocześnie dziewczyna nie była w stanie zrozumieć, dlaczego ciało Reili znikło tuż po jej śmierci. Dlaczego został po niej tylko kawałek materiału...?
      W powietrzu roznosił się głośny szloch wydawany przez małą Dayu, która nie dość, że była okropnie wrażliwą na punkcie ludzkiej krzywdy (a przecież Reila była jej przyjaciółką), to nie miała szansy zobaczyć jej znikającego ciała, bo była wtedy nieprzytomna.
      Jedynym, który panował nad swoimi uczuciami zdawał się być Shiro, który od wczorajszego wieczora nie uronił żadnej łzy, choć tuż po zniknięciu ciała Reili płakał. Dla Vanille było to dziwne. Przecież Reila, to w końcu jego...  Może on wierzył, że ona tak na prawdę nie umarła? A co, jeśli to była prawda? Jeśli Reila żyła nadal? Ale czy to w ogóle możliwe? Jej ciało znikło... Ale przecież ani martwi, ani żywi ludzie tak po prostu nie znikają!
      — Powinniśmy iść dalej. — odezwał się wreszcie Shiro po kilku godzinach ciszy, przerywanej głośnymi szlochami. Podniósł się z zasłanej liśćmi ziemi i otrzepał spodnie z prochu, który się na nich nagromadził. Vanille wiedziała, że Shiro ma rację, powinni już ruszać. Ale nie mogła pozbyć się dręczącej ją myśli... to ona zabiła Reilę.
      — Dobrze. — westchnęła i również wstała. Gdy chwyciła za rękojeść miecza, by wyciągnąć go z pochwy jej głowę rozdarł okropny ból. Zauważyła, że Shiro również złapał się za głowę, a mała Dayu krzyknęła z bólu. Vanille uklękła na ziemi chowając twarz w dłoniach, a w uszach jej dzwoniło. Podejrzewała, że jej przyjaciele mają podobnie.
      Krzyk, który po chwili rozdarł jej uszy był tak przeraźliwy, że sama wydała z siebie wrzask, przypominający skowyt torturowanego psa. Nie wiedziała, czy te wszystkie krzyki i koszmarne dźwięki tworzą się tylko w jej głowie, czy wszyscy słyszą to samo, co ona. 
      — Co to ma być, do cholery?! — wrzasnął Shiro, a ona przez dziwne dźwięki ledwo go usłyszała. Głowa bolała ją niemiłosiernie, a uszy nadal rozdzierał przeraźliwy krzyk. Krzyk kobiety. A brzmiał on, jakby tę kobietę co najmniej zarzynali nożem, bardzo powoli i boleśnie.
      Po chwili krzyk ustał, tak szybko, jak się rozpoczął. Dokładnie tak, jakby się po prostu urwał, albo ktoś go wyłączył. Vanille klęczała na ziemi wpatrując się pusto w liście pod kolanami. Czym to było? Dlaczego to tak cholernie bolało? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyła. To nie mógł być zwykły przypadek, skoro wszyscy słyszeli to samo... a przynajmniej tak jej się zdawało...
       — Przyjaciele...
      Vanille poderwała głowę do góry i otworzyła szeroko oczy, z których jak na zawołanie ponownie popłynęły łzy. Wzrok pełen niedowierzania natrafił na zdezorientowaną twarz Shiro. Oddychała głośno i głęboko uznając, że ma omamy. Wszyscy mają omamy. Oni też musieli to usłyszeć. Zakryła mokre od łez usta dłonią i ledwo słyszalnie wykrztusiła:
      — Rei...la...
***
      W gildii wrzało. Wieść o uprowadzeniu Wendy wstrząsnęła jej przyjaciółmi. Każdy rwał się, by móc wyjść i wszcząć poszukiwania według wskazówek podanych przez Charlę. Mira starała się przywrócić kotkę do porządku, bo ta obwiniała się o zostawienie Wendy samej sobie.
      — Uspokój się, Charlo. Przecież to nie twoja wina... dobrze, że tak postąpiłaś. Przecież sama nie dałabyś rady uratować Wendy. Gildia się tym zajmie. Gwarantuję ci, że Wendy niedługo wróci. — głos Miry, choć zwykle potrafił nieziemsko pocieszyć, w tej chwili nie zdał się na nic (biorąc pod uwagę jej smutek i zawahanie, gdy wypowiadała te słowa).
      — Miro...
      — My pójdziemy. Odnajdziemy Wendy i skopiemy tyłki tym kretynom! — usłyszały głos Natsu. Stał on po środku budynku gildii w pozycji bojowej. Za nim kolejno Happy, Lucy, Gray i Erza, którzy również nie mieli zamiaru puścić wolno porywaczy Wendy.
      — Dla Charli wszystko! I dla Wendy, oczywiście... — krzyknął Happy.
Charla siedziała na krześle, a z jej oczu wypływały pojedyncze łzy. Dopiero teraz zobaczyła, jak dobrych przyjaciół mają.
***
      W zimnym, niekomfortowym pomieszczeniu, w którym jedynym światłem był blask zapalonych, nielicznych świecy, już w oddali usłyszeć można było podniesione głosy. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn stało naprzeciw siebie i krzyczało nieznośnie.
      — Uspokój się, Inaban! — krzyczał jeden z nich, wyraźnie denerwowany zachowaniem towarzyszy.
      — Jak mam się uspokoić, gdy ten drań... Jak mogłeś to zrobić, przecież to...!
      — Sama się o to prosiła! Nie widzisz, co ze mną zrobiła?! — wrzasnęła druga, trzymając się za bolące ramię. Jak ona śmie, pomyślała, jak śmie jeszcze jej bronić? Po tym, co zrobiła?
      — Spokój, do cholery!
      — Ty... Nienawidzę cię. Zabiłeś ją. Zabiłeś moją córkę!
___________________________________________________
Tak tylko dodam od siebie, że rozdział baardzo króciuchny, wiem o tym. Ach, no i miał on się pojawić 31 marca, ale nie mogłam się powstrzymać i  wstawiłam dziś. xD 

21.03.2015

"Prześwit" Rozdział 3 "Smoczy zabójca''



Tytuł: Rozdział trzeci ,,Smoczy zabójca''
Data publikacji: 20.03.2015
Postacie: Wendy Marvell, Charla, OC

      Wąską, wydeptaną ścieżką podążała niewysoka dziewczynka. Podskakiwała i nuciła nieznaną piosenkę pod nosem, co wyraźnie nie podobało się jej towarzyszce, która leciała obok niej z naburmuszoną miną. Tak, jej przyjaciółka była kotem. I do tego latającym, potrafiącym mówić, a i niekiedy mądrzejszym od niejednego człowieka.
      Wendy miała długie niebieskie włosy, które spięte w dwa kucyki na czubku głowy, poruszały się pod wpływem lekkiego jesiennego wiatru. Jej towarzyszka natomiast przyodziana w różową sukienkę, unosiła się w powietrzu niesiona przez swoje białe, magiczne skrzydła.
      Dziewczyna miała powody do uśmiechu. Właśnie z powodzeniem zakończyła swoją pierwszą misję, na którą wyruszyła tylko z Charlą. Zwykle zabierała się za zadania wraz z przyjaciółmi z gildii, ale tym razem postanowiła wykonać je wreszcie samej. Tylko Charla, z niewiadomego powodu była nie w humorze.
      W tym roku była naprawdę piękna jesień. Mnóstwo kolorowych, ususzonych liści spadających z licznych drzew pięknego, rozległego lasu, a mimo tego świecące słońce zwiastujące, że zima tego roku na pewno nie będzie ostra i mroźna. Tak, Trytomia jest pięknym miastem.
      Czarodziejka szła teraz w pobliżu lasu oddzielającego dwa z trzech zjednoczonych miast, Trytomii i Denomii. Trytomia i trzecie z miast, Sandomia, były dość obszerne w rozmiarach, natomiast Denomia była, można powiedzieć, wioską w porównaniu do pozostałych. Misja Wendy odbywała się w południowo-wschodnich częściach Trytomi, gdzie musiała powstrzymać grasujące w pobliżu, dziwne, zmutowane stworzenia, które swoim wyglądem przypominały przerośnięte chomiki. Dla Wendy i jej magi podniebnego smoczego zabójcy nie było to wielkie wyzwanie (chociaż wiedziała, że na pewno inni, starsi rangą i wiekiem magowie z Fairy Tail poradzili by sobie z nimi szybciej), to ludzie mieszkający na tamtych terenach nie mogli dać sobie z nimi rady.
      Wendy zauważając, że Charla jednak nie ma zamiaru podzielać jej dobrego nastroju, zaprzestała nucenia wymyślonej przez nią na poczekaniu melodii i szła już spokojnie rozglądając się na boki i podziwiając piękno tamtejszych terenów.
      — Czy coś cię gryzie, Charlo? — zadała wreszcie to nurtujące ją od kilku minut pytanie. Carla nie odpowiedziała od razu, tylko nadal leciała wpatrzona w jakiś niewidoczny dla Wendy punkt na horyzoncie.
      — Nie. Po prostu... mam złe przeczucia.
     — Miałaś wizję? — zapytała Wendy z lękiem w głosie. Wizje Charli zawsze się sprawdzały, a teraz wcale nie wyglądała na zadowoloną. A jeśli widziała coś, co dotyczyło ich? Jeśli coś się stanie?
      — Nie, ja... — oczy Charli rozszerzył się do granic możliwości, jej magia przestała działać, a ona sama upadłaby na ziemię, gdyby nie szybka interwencja Wendy.
     — Charlo! — dziewczynka podtrzymywała kotkę, klękając na ziemi, a ta wpatrzona w jeden punkt nie reagowała na jej zawołania. Oczy kotki zaszły mgłą, a ona sama ledwo utrzymywała się jeszcze na nogach tylko dzięki Wendy. Trwała w takim stanie przez kilkadziesiąt sekund, a potem otrząsnęła się z amoku i spojrzała na Wendy ze strachem. Dziewczyna zrozumiała, że była to wizja, ale... przecież Charla nigdy nie reagowała tak na nie! Co więc stało się tym razem?
    — Wendy... uciekajmy. — przerażenie w głosie kotki mówiło samo za siebie, a strach wymalowany na jej twarzy tylko to potwierdzał.
       — Charlo... ale dlaczego? Co widziałaś...?
      — Uciekajmy stąd, Wendy! — dziewczyna, nie zadając już zbędnych pytań, wzięła exceeda na ręce i pobiegła w stronę, w którą zmierzały wcześniej. — Postaw mnie, mogę sama lecieć. — Wendy nie zdążyła zaprotestować, bo kotka sama wyrwała się z jej dłoni i wzbiła w powietrze. Po chwili Wendy poczuła nieznajomy zapach.
      — Ktoś tutaj jest. — powiedziała, zatrzymując się.
      — Powinnyśmy oddalić się od lasu... Wendy, uważaj! — krzyknęła, gdy z lasu wyłoniły się dwie postacie, mężczyzna i kobieta, oboje w wieku mniej więcej trzydziestu lat. Mężczyzna miał czerwone włosy, czarne, lekko skośne oczy, z czego jedno z nic przecięte było blizną, natomiast kobieta była blondynką, która mogłaby uchodzić za ładną, gdyby nie przekrwione oczy i długie, wystające poza usta kły.
    — No proszę, czyli jednak warto było czekać tyle czasu, aż księżniczka wreszcie raczy się pojawić. Prawda, Vinc? — zapytała kobieta spoglądając ukradkiem na towarzysza.
     — Przecież ci to mówiłem. — westchnął, po czym odwrócił się przodem do przestraszonej Wendy, która, choć miała szansę, by uciec, nie mogła ruszyć się z miejsca. Mężczyzna uśmiechnął się i zrobił krok w jej stronę. — Nie bój się. Potrzebujemy cię tylko na jakiś czas. Później cię zwrócimy...
      — Po co wam ona? Co od niej chcecie?! — Charla, wciąż wzbita w powietrze założyła ręce i z groźną miną unosiła się przed Wendy.
      — Milcz, głupi kocie! — blondynka oblizała kły i warknęła, niczym wściekły wilk.
      — Spokojnie, Inaban, bo jeszcze przestraszysz nam towarzyszki.
     Mężczyzna zaczął zbliżać się do Wendy, a ta odzyskując zdrowy rozsądek, wystąpiła na krok przed Charlę i stanęła w pozycji obronnej.
      — Czyli tak chcesz się bawić? A więc dobrze!
      — Pamiętaj, że nie możemy jej zabić, Vinc! Jest nam potrzebna żywa.
      Mężczyzna nie zwracając większej uwagi na słowa towarzyszki przygotował się do ataku. Wendy posunęła się do przodu i krzyknęła:
      — Ryk niebiańskiego smoka!
      — Ryk niebiańskiego smoka!
      — C-co... Jak to możliwe?
    Oba wypowiedziane zaklęcia zderzyły się w powietrzu, a powietrze rozdarł potężny huk. Blondynka stojąca za plecami atakującego mężczyzny, uśmiechnęła się pod nosem.
      Charla nie mogła pomóc swojej przyjaciółce, choć bardzo tego chciała. Nie była silna, a jej magia polegała tylko na wytwarzaniu magicznych skrzydeł i lataniu na nich. Nie wiązało się to jednak z możliwością ataku, czy obrony, a Wendy jak na razie bardzo dobrze sobie radziła. Kiedy kotka pomyślała o skrzydłach, skarciła się w myślach i szybko podleciała do Wendy i chwytając ją za skraj niebieskiej sukienki wzniosła się w powietrze. Nie odzyskała jeszcze wszystkich sił po dziwnej wizji, ale na pewno miała ich na tyle, by uratować Wendy. Tylko to mogła teraz zrobić.
      — Charlo! Co ty wyprawiasz? Odstaw mnie na ziemię! — Wendy szamotała się w małych łapkach Charli.
      — Wendy, nie możesz z nim walczyć. Moja wizja... muszę cię stąd zabrać... — jej wypowiedź przerwał nagły podmuch wiatru, a kilka centymetrów obok nich przemknęła blondynka. Nie miała skrzydeł, a jednak leciała, a za nią ciągnęła się srebrna poświata. Zaśmiała się głośno na widok przerażonej miny Charli.
      — Nie uciekniecie nam tak szybko. — kobieta uderzyła mocno kotkę tak, że ta upuściła trzymaną przez nią z łapkach Wendy. Dziewczyna zaczęła krzyczeć spadając na ziemię, ale po chwili znów znalazła się w czyichś rękach i tym razem niestety nie były to niewielki, kocie łapki Charli, tylko ludzkie dłonie ciągnące ją w dół ku ziemi. Krzyknęła, gdy zdała sobie z tego sprawę.
     Kobieta wylądowała na ziemi, po czym rzuciła Wendy na zazielenioną trawę. Gdzieś z oddali można było słyszeć nawoływanie latającej w powietrzu Charli. Vincent ukląkł przy dziewczynce i uśmiechnął się. Gdy mówił, w jego głosie można było wyczuć krztę ironii.
      — A mogłaś pójść z nami spokojnie. I po co było to wszystko? — mężczyzna chwycił ją za rękę i brutalnie podniósł tak, ze dziewczyna skrzywiła się, ale nie dawała za wygraną i wciąż starała się wyrwać z uścisku maga. Jak to możliwe, że wypowiedziała jedno zaklęcie i straciła aż tyle sił? A może to moc jednego z nich? Czarodziej unieszkodliwił Wendy i wskakując z nią na plecy kobiety, wzbili się w powietrze. 
      Wymyśl coś, Charlo, błagała w myślach Wendy. Charla wiedziała, że nie jest w stanie pomóc Wendy nawet, gdyby za nimi poleciała. Zapamiętała kierunek ich lotu  i odleciała w stronę gildii, a w jej oczach pojawiły się łzy. Wybacz mi, Wendy. To dla twojego dobra, pomyślała.
***
      Charla jak torpeda wpadła do budynku gildii przerywając popołudniowe rozmowy jej członków. Zmęczona od razu opadła na ziemię, a zapytana o to, co się stało i gdzie jest teraz Wendy, odpowiedziała tylko:
      — Wendy...! Porwano Wendy!