Tytuł: rozdział czwarty ,,Wspomnienie wczorajszego dnia''
Data publikacji: 27.03.2015
Postacie: Charla, Mirajane, Natsu Dragneel,
Happy, OC
Już od kilku dni zadawała sobie to samo pytanie. Dlaczego? Dlaczego to wszystko spotyka ją, jej przyjaciół? Dziś znalazła na nie odpowiedź. To jej wina. To ona sprowadziła na nich takie nieszczęście. Powinna sama załatwić swoje sprawy, nie mieszając w to przyjaciół. Szkoda, że uświadomiła to sobie tak późno. Tuż po tym, jak...
Wydarzenie, które miało miejsce wczoraj, wcale nie okazało się być niechcianym koszmarem, z którego mogła się wybudzić, a samo jego wspomnienie wprawiało ją w drżenie i zalewało jej oczy słonymi łzami. Po raz kolejny straciła kogoś, kto był dla niej ważny i po raz kolejny stało się to z jej winy, co jeszcze bardziej wprawiało ją w stan zaawansowanej depresji.
Trzymała w dłoniach wymiętą i mokrą od spływających z jej oczu łez białą sukienkę w kwiatki, jeszcze wczoraj należącą do jej przyjaciółki. Przyjaciółki, której teraz już nie było na świecie. A ona, Vanille, nie potrafiła jej uratować. Była żałosna.
Siedzieli w pobliżu miejsca, w którym rozegrała się bitwa między Reilą, a rodzeństwem Shinae. Walka, która zakończyła się śmiercią ich diabelskiej przyjaciółki, za którą w dużym procencie odpowiedzialna, była właśnie Vanille. Jednocześnie dziewczyna nie była w stanie zrozumieć, dlaczego ciało Reili znikło tuż po jej śmierci. Dlaczego został po niej tylko kawałek materiału...?
W powietrzu roznosił się głośny szloch wydawany przez małą Dayu, która nie dość, że była okropnie wrażliwą na punkcie ludzkiej krzywdy (a przecież Reila była jej przyjaciółką), to nie miała szansy zobaczyć jej znikającego ciała, bo była wtedy nieprzytomna.
Jedynym, który panował nad swoimi uczuciami zdawał się być Shiro, który od wczorajszego wieczora nie uronił żadnej łzy, choć tuż po zniknięciu ciała Reili płakał. Dla Vanille było to dziwne. Przecież Reila, to w końcu jego... Może on wierzył, że ona tak na prawdę nie umarła? A co, jeśli to była prawda? Jeśli Reila żyła nadal? Ale czy to w ogóle możliwe? Jej ciało znikło... Ale przecież ani martwi, ani żywi ludzie tak po prostu nie znikają!
— Powinniśmy iść dalej. — odezwał się wreszcie Shiro po kilku godzinach ciszy, przerywanej głośnymi szlochami. Podniósł się z zasłanej liśćmi ziemi i otrzepał spodnie z prochu, który się na nich nagromadził. Vanille wiedziała, że Shiro ma rację, powinni już ruszać. Ale nie mogła pozbyć się dręczącej ją myśli... to ona zabiła Reilę.
— Dobrze. — westchnęła i również wstała. Gdy chwyciła za rękojeść miecza, by wyciągnąć go z pochwy jej głowę rozdarł okropny ból. Zauważyła, że Shiro również złapał się za głowę, a mała Dayu krzyknęła z bólu. Vanille uklękła na ziemi chowając twarz w dłoniach, a w uszach jej dzwoniło. Podejrzewała, że jej przyjaciele mają podobnie.
Krzyk, który po chwili rozdarł jej uszy był tak przeraźliwy, że sama wydała z siebie wrzask, przypominający skowyt torturowanego psa. Nie wiedziała, czy te wszystkie krzyki i koszmarne dźwięki tworzą się tylko w jej głowie, czy wszyscy słyszą to samo, co ona.
— Co to ma być, do cholery?! — wrzasnął Shiro, a ona przez dziwne dźwięki ledwo go usłyszała. Głowa bolała ją niemiłosiernie, a uszy nadal rozdzierał przeraźliwy krzyk. Krzyk kobiety. A brzmiał on, jakby tę kobietę co najmniej zarzynali nożem, bardzo powoli i boleśnie.
Po chwili krzyk ustał, tak szybko, jak się rozpoczął. Dokładnie tak, jakby się po prostu urwał, albo ktoś go wyłączył. Vanille klęczała na ziemi wpatrując się pusto w liście pod kolanami. Czym to było? Dlaczego to tak cholernie bolało? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyła. To nie mógł być zwykły przypadek, skoro wszyscy słyszeli to samo... a przynajmniej tak jej się zdawało...
— Przyjaciele...
Vanille poderwała głowę do góry i otworzyła szeroko oczy, z których jak na zawołanie ponownie popłynęły łzy. Wzrok pełen niedowierzania natrafił na zdezorientowaną twarz Shiro. Oddychała głośno i głęboko uznając, że ma omamy. Wszyscy mają omamy. Oni też musieli to usłyszeć. Zakryła mokre od łez usta dłonią i ledwo słyszalnie wykrztusiła:
— Rei...la...
***
W gildii wrzało. Wieść o uprowadzeniu Wendy wstrząsnęła jej przyjaciółmi. Każdy rwał się, by móc wyjść i wszcząć poszukiwania według wskazówek podanych przez Charlę. Mira starała się przywrócić kotkę do porządku, bo ta obwiniała się o zostawienie Wendy samej sobie.
— Uspokój się, Charlo. Przecież to nie twoja wina... dobrze, że tak postąpiłaś. Przecież sama nie dałabyś rady uratować Wendy. Gildia się tym zajmie. Gwarantuję ci, że Wendy niedługo wróci. — głos Miry, choć zwykle potrafił nieziemsko pocieszyć, w tej chwili nie zdał się na nic (biorąc pod uwagę jej smutek i zawahanie, gdy wypowiadała te słowa).
— Miro...
— My pójdziemy. Odnajdziemy Wendy i skopiemy tyłki tym kretynom! — usłyszały głos Natsu. Stał on po środku budynku gildii w pozycji bojowej. Za nim kolejno Happy, Lucy, Gray i Erza, którzy również nie mieli zamiaru puścić wolno porywaczy Wendy.
— Dla Charli wszystko! I dla Wendy, oczywiście... — krzyknął Happy.
Charla siedziała na krześle, a z jej oczu wypływały pojedyncze łzy. Dopiero teraz zobaczyła, jak dobrych przyjaciół mają.
***
W zimnym, niekomfortowym pomieszczeniu, w którym jedynym światłem był blask zapalonych, nielicznych świecy, już w oddali usłyszeć można było podniesione głosy. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn stało naprzeciw siebie i krzyczało nieznośnie.
— Uspokój się, Inaban! — krzyczał jeden z nich, wyraźnie denerwowany zachowaniem towarzyszy.
— Jak mam się uspokoić, gdy ten drań... Jak mogłeś to zrobić, przecież to...!
— Sama się o to prosiła! Nie widzisz, co ze mną zrobiła?! — wrzasnęła druga, trzymając się za bolące ramię. Jak ona śmie, pomyślała, jak śmie jeszcze jej bronić? Po tym, co zrobiła?
— Spokój, do cholery!
— Ty... Nienawidzę cię. Zabiłeś ją. Zabiłeś moją córkę!
___________________________________________________
Tak tylko dodam od siebie, że rozdział baardzo króciuchny, wiem o tym. Ach, no i miał on się pojawić 31 marca, ale nie mogłam się powstrzymać i wstawiłam dziś. xD