Tytuł: ,,Prześwit'' Rozdział pierwszy ,,Początek''
Data publikacji: 05.01.2015
Postacie: Erza Scarlet, OC
Wysoka dziewczyna o pięknych, błękitnych oczach stała przy lekko zardzewiałej barierce balkonu. Jej długie, perłowe włosy poruszały się na wietrze, a smukła sylwetka rzucała niewielki cień na zakurzone podłoże. Opierała się na długim mieczu w kolorze diamentu wykonanym z wiecznego kamienia przez jednego z najlepszych płatnerzy na świecie. Broń była jej dumą i chlubą. Kochała ją bardziej niż niejednego człowieka. No właśnie...
— Vanille? — usłyszała dziewczęcy głos. — Co tutaj robisz? Czekamy na ciebie.
— Ach tak. Już idę, Dayu. — wymusiła na twarzy uśmiech i jeszcze przez chwilę wpatrywała się w piękne widoki przed oczyma. Westchnęła, uniosła głowę ku górze i przymknęła oczy. Spodobało jej się tutaj, chciałaby tu jeszcze zostać. Wiedziała jednak, że muszą wyruszyć i to jeszcze dziś.
Odwróciła się z stronę młodej dziewczynki, mniej więcej w wieku dwunastu lat i z uśmiechem na twarzach razem opuściły balkon. Vanille schowała miecz do pochwy. Miała go od wielu lat, a nadal jeszcze szukała dla niego nazwy. Chciała, by było to coś oryginalnego, nazwa, na którą nikt nigdy dotąd nie wpadł.
— Jestem. Możemy iść.
— Nareszcie. Gdzieś ty była? Co tam robiłaś tyle czasu? — na niezbyt dużym, wypłowiałym i startym fotelu siedział naburmuszony chłopak o fioletowych włosach. Wpatrywał się w dziewczynę przenikliwym spojrzeniem wyrażającym gniew. Ręce założył na piersiach i czekał na odpowiedź.
— Podziwiałam obłoki — prychnęła. — Shiro, nie zachowuj się jakbyś był moim ojcem, matką, dziadkiem i ciocią!
— Martwię się o ciebie, Vanille. Nie utrudniaj mi życia, proszę cię. — wstał z fotela, otrzepał zakurzone ubranie i głową dał im znak, by szły za nim. Vanille prychnęła, ale podążyła za chłopakiem.
Wyszli na zewnątrz, a Vanille znów zapatrzyła się na piękne widoki miasta. Potrafiła znaleźć urok we wszystkim, nawet w tej zniszczonej części Denomii, w której się aktualnie znajdowali. Shiro rozejrzał się po okolicy i, jak się spodziewał, nie było tutaj żywej duszy.
Po wczorajszej walce pozostały tylko sterty gruzu, zniszczone domy bez okien, drzwi, lub dachów, a w najgorszych przypadkach pozostawały same fundamenty. Vanille szkoda było Denomii. Była naprawdę pięknym miastem, a teraz jej część była w opłakanym stanie. Dziewczyna czekała na znak Shiro, gdy nagle coś sobie przypomniała.
— Gdzie Reila? — zapytała, a gdy nie otrzymała odpowiedzi ponowiła pytanie — Gdzie Reila?
— Poszła na przeszpiegi... — odpowiedział Shiro po chwili.
— Co? Pozwoliłeś jej? Jesteś nienormalny?! Pozwoliłeś jej iść samej... Szczyt debilizmu! Nie spodziewałam się po tobie logicznego myślenia, ale nie sądziłam też, że jesteś aż takim kretynem! — wrzeszczała Vanille nie myśląc o konsekwencjach robienia hałasu w środku dnia, kiedy nie wiedzieli, czy nikogo w pobliżu nie ma.
— Możesz... zamknąć się na chwilę? Jeśli ktoś tu jest, przez ciebie nas usłyszy... Rozumiesz? — Shiro wiedział, że Vanille jest osobą o słabych nerwach i wszystko może wyprowadzić ją z równowagi, a jeśli chodziło o Reilę była szczególnie wyczulona.
Reila była dziewczyną potocznie nazywaną przez swoich znajomych czerwonym diabłem. Choć miała bardzo delikatną, niemal dziecięcą twarz i smukłe ciało, była to tylko przykrywka. Czerwone włosy dodawały jej tylko uroku, a czarne oczy wcale nie psuły pierwszego wrażenia, które zawsze było mylne, tak samo jak po rozmowie z nią. Sprawiała wrażenie roztrzepanego dziecka, które nigdy nie wiedziało, co ze sobą zrobić. Zwykle gadała głupoty i z początku nigdy sama nie mogła sobie poradzić. I właśnie przez nią zawalali część walk, co kończyło się dla nich źle. Jednak, gdy tylko coś ją, nie daj Boże, zdenerwowało, nie było odwrotu. Przemieniała się w nieokrzesanego potwora bez uczuć. Mniej więcej dlatego Vanille miała na jej punkcie pierdolca. Reila mogła bardzo szybko roznieść pół miasta.
— Głupek, głupek, głupek! — powtarzała jak mantrę, jednak już ciszej i znacznie spokojniej. Po chwili chwyciła Shiro za ubranie i przygniotła do muru — Jeśli coś jej się stanie, będzie to twoja wina. A ja wtedy cię zabiję. Najboleśniejszą z możliwych technik. Będziesz cierpiał...
— Uspokój hormony, złotko. Przecież nic się jej nie stanie. Może nie jest do końca... normalna, ale sobie poradzi. Zresztą, tutaj nikogo nie ma, więc... — Vanille puściła go i spojrzała na Dayu.
— Dayu? Dlaczego jej nie powstrzymałaś? Albo mnie nie zawołałaś?
— Przepraszam, Vanille. Próbowałam ją powstrzymać, ale... nie pomyślałam o zawołaniu ciebie... przepraszam. — dziewczynka zawstydziła się i opuściła głowę. Źle jej było z tym, że nie potrafiła zatrzymać przyjaciółki... czy choćby zawołać Vanille.
— Nic się nie stało. Nie mam do ciebie o to żalu. Mam żal do tego dupka. — spojrzała na Shiro morderczym wzrokiem psychopatki. Prawdą było, że cała ich czwórka nie była do końca normalna.
— Spokojnie, Vanille. Mamy spotkać się z nią niedaleko lasu Aveo... jak on się nazywał?
— Idiota... Avrien, głupku. Dlaczego tam? Czy nie mieliśmy ominąć lasu? Sam mówiłeś, że jest tam niebezpiecznie...
— Plany się troszkę pozmieniały, a mówiąc trochę, mam na myśli bardzo. Jeśli ominiemy las jest bardzo prawdopodobne, że natkniemy się na tych, co zaatakowali Denomię. A zważając, co stało się z miastem, chyba lepiej na nich nie trafiać. Chodźmy już. Reila pewnie czeka... — powiedział Shiro i wyszedł zza domu, a dziewczyny za nim.
Mijali doszczętnie zniszczone domy, wystawy sklepowe, ale i zabitych ludzi. Krew znajdowała się w wielu zakątkach miasta, a sponiewierane ciała walały się tu i ówdzie, jak niepotrzebne, stare lalki.
Dayu, która była bardzo wyczulona na punkcie ludzkiej krzywdy, zakrywała sobie usta dłonią. Vanille spoglądała na nią ukradkiem. Wiedziała, że dziewczynka przeżyła w swoim życiu coś podobnego i zobaczenie tego wszystkiego musiało być dla niej wstrząsem.
Denomia była wioską niemagiczną, więc nagły atak musiał skończyć się tragicznie. W zasadzie... nikt nie miał szans, by przeżyć spotkanie z silną drużyną magów, która ich napadła. Nikt, prócz czterech czarodziejów, którzy połączonymi siłami zdołali utrzymać się przy życiu. Odnaleźli najmniej zniszczony dom i spędzili w nim noc.
W wiosce znaleźli się przypadkiem. Vanille zastanawiała się, dlaczego wszędzie, gdzie są musi wydarzyć się coś złego. Przynoszą pecha, czy jak?
***
Erza stanęła przed drzwiami gildii Fairy Tail trzęsąc się z wściekłości. Jeszcze nigdy nie dostała tak głupiej misji! Mogła sama wybrać sobie zajęcie, ale nie! Wolała wziąć pracę, którą poleciła jej Mirajane. Ciekawy tytuł, niezła zapłata. Nie sądziła, że będzie musiała robić z siebie kompletną idiotkę i to przed tyloma ludźmi. Niech tylko Mira poczeka, bo kiedy wściekła czerwonowłosa wpadnie do siedziby gildii... to nie ma prawa skończyć się szczęśliwie... dla białogłowej oczywiście.
Zaciskając pięści stawiała kroki i coraz bardziej zbliżała się do drzwi, a gdy je otworzyła ujrzała codzienny obraz. Siedzieli, pili, jedli, krzyczeli. Nic nadzwyczajnego. A zresztą, czego ona mogła się spodziewać? Znała przecież tych ludzi bardzo dobrze. Jednak... nigdzie nie dostrzegła Mirajane. Akurat, gdy chciała okazać jej niezmierną wdzięczność w postaci mocnego kopa w tyłek w podzięce za misję.
Weszła i nie zwracając uwagi na kręcących się wokół ludzi i krzyki w jej stronę usiadła na swoim stałym miejscu i położyła głowę na stoliku. Po żadnej misji nie była aż tak wykończona. Pierwszy raz... Starzeje się? Nie, to nie to. Ma w końcu dwadzieścia lat. Odetchnęła głęboko i nagle uderzył ją brak obecności kilku osób.
— Gray, Natsu... Lucy. Ciekawe gdzie oni się podziali? — zapytała sama siebie. W zasadzie dawno ich nie widziała, szkoda, że ich nie ma. Powinni ją wesprzeć, gdy przyszła po misji tak wyrąbana. — Eh, o czym ja myślę?! — skarciła się w myślach. Mówi, jakby miała co najmniej pięćdziesiąt lat... nawet staruszek tak nie narzeka.
Leżała jeszcze chwilę i rozmyślała. Rzadko jej się to zdarzało. Nie lubiła myśleć, wolała działać. Przecież myśleniem niczego nie załatwi. Jednak... pewna misja jej coś uświadomiła... nie ta, na której zrobiła z siebie debila, o nie, ale ta na pewno nauczyła ją, żeby samej wybierać sobie pracę... Głupia Mirajane. Chodzi jej jednak o misję poprzedzającą ten kompletny niewypał. Ukończyła ją z wiedzą, że ludzie naprawdę... potrafią kochać.
— Więc dlaczego mnie nikt nie kocha? — szepnęła do siebie. Pamięta te słowa... stały się jej pomocą z przejściem przez życie... ''Bądź sobą. Życie jest zbyt krótkie, by udawać. Na pewno jest na świecie ktoś, kto cię pokocha. I wiesz, z reguły jest tak, że ta osoba, jest najbardziej nieoczekiwaną''.
Pomyślała o Jellalu. Czy jego miłość była prawdziwą? Wspomnienie chłopaka zabolało, niczym przeszycie mieczem na wylot. Nigdy nie chciała, by jej życie było tanim romansem, chciała tylko być kochaną. Nagle otrząsnęła się.
— Nie mogę myśleć. Na złe mi to wychodzi — uśmiechnęła się do siebie. Pierwszy i ostatni raz pogrążyła się w tak dołujących myślach. Już więcej nie da się ponieść emocjom.