3.01.2015

"Twenty Toys: Wymarzony powrót''

Zadedykowane Mizuki MT

Zamknęła oczy. Była więziona w tej celi już tak wiele czasu. Nie miała nawet najmniejszej szansy na powrót. Wypuszczali ją tylko w dzień, raz na jakiś czas i zmuszali do robienia tych wszystkich okropnych rzeczy.
Pierwsze łzy zagościły na jej bladych policzkach. Tak bardzo chciała się stąd wydostać. Zobaczyć wreszcie słońce, ujrzeć księżyc, gwiazdy. Co dzień zastanawiała się, co teraz może robić jej rodzina... Rodzina, która myśli, że nie żyje. Że zginęła wtedy na misji, tej nieszczęsnej, przez którą została odsunięta od przyjaciół.
Nie wiedziała, kiedy to się zdarzyło, już dawno zdążyła zgubić się w czasie. Nie miała nawet pojęcia, czy jest lato, zima, czy może wiosna? Zapamiętała natomiast, dokładnie i ze szczegółami, co się wówczas wydarzyło. Pamięta jak oberwała, jak spadała z klifu. Słyszała wtedy krzyki swoich przyjaciół. Myślała, że zginie. Gdy odzyskała przytomność znajdowała się w tej celi, związana i zakneblowana. Tak bardzo się bała. Chciała krzyczeć, ale nie mogła. Wtedy przyszli oni. Wyjaśnili jej wszystko, byli uprzejmi, mili. To wydawało jej się być takie nierealne.
Potem wszystko zrozumiała. Ci ludzie uratowali jej życie, aby potem je sobie przywłaszczyć. Była samotna. Wszyscy, których kochała, na których jej zależało... Wszyscy od niej odeszli. Pozostawili ją tutaj. Chciała, aby ją znaleźli, by dowiedzieli się, że żyje.
Z jej oczu zaczęły wypływać coraz to większe łzy. Ukryła twarz w dłoniach i skuliła się. Nie wiedziała czy jest dzień czy noc. Bała się, że niedługo znów tutaj przyjdą i każą jej to robić.
Usłyszała nagły huk. Odsłoniła twarz i otworzyła oczy. W bladym świetle rozjarzonej pochodni nie widziała zbyt wiele. Wstała, podeszła do żelaznych, chronionych zaklęciami krat i oparła się o nie. Zastanawiała się, czym był owy hałas. Stała tak kilka minut w absolutnej ciszy, gdy w ciemności dostrzegła dwie wysokie postacie. Jedna z nich wycelowała dłoń w jej stronę. Dziewczyna momentalnie odskoczyła od rozżarzonych do białości, stalowych krat. Zacisnęła zęby, aby zapobiec odczuwaniu tak silnego bólu. Dwaj wysocy magowie bez słowa otworzyli kraty. Została brutalnie wyciągnięta z celi z mocno związanymi rękami.
Nic nie mówiła, wiedziała co się święci. Znów będą kazali jej to zrobić. Znów będzie musiała ich słuchać, choć wcale nie będzie chciała. Wydawali się jednak być bardziej zdenerwowani niż zwykle. Nerwowo podskakiwali przy każdym najmniejszym odgłosie. Może jednak coś się stało? Ten huk i ich niespokojne ruchy...
Szli tak dobrze znanymi jej korytarzami. Dokładnie pamiętała już, kiedy ma się schylić, kiedy uważać na schody. Wyminęli jednak ostatni z zakrętów, ten prowadzący do ostatniej z komnat. Spojrzała na ich sposępniałe twarze. Były bez jakiegokolwiek wyrazu, czy emocji. Nie śmiała zapytać, gdzie ją prowadzą. Spuściła wzrok i szła dalej, prowadzona przez magów.
Ziemia pod nimi nagle się zatrzęsła. Wzdrygnęła się. Ewidentnie coś się działo. W budynku był ktoś, kto nie powinien w nim być. Dwaj mężczyźni przyspieszyli kroku, prawie ciągnąc ją za sobą. Nie nadążała za nimi. Brakowało jej tchu, nie miała na tyle siły by iść, a co dopiero biec.
Usłyszeli krzyk dochodzący gdzieś z wnętrza budynku. Ten głos... Znała go, aż za dobrze. Nie wierzyła... Nie sądziła, że jeszcze kiedyś go usłyszy. Krzyk ponowił się. To musiał być on.
Ucieszyła się w duchu wiedząc, że tu jest. Skoro on tu był, to inni także musieli. Chciała krzyczeć, że jest tutaj. Żeby ją znaleźli, wyciągnęli z tego koszmaru. Chciała wreszcie móc wrócić. Kolejny głos rozdarł powietrze. Jego też dobrze znała. Pierwszy raz od tylu miesięcy była szczęśliwa i miała nadzieję, że uda jej się opuścić to miejsce.
Krzyki, huki i ogólny hałas ustał i zrobiło się cicho. Wydawało się to być w tej chwili podejrzane. Dwaj strażnicy chyba wyczuli to samo co ona, bo stanęli nagle w miejscu tak, że o mało co, a wylądowała by na ziemi.
Cisza zdawała się być przytłaczająca. Przeczuwała, że coś się stanie, bała się wypowiedzieć te słowa na głos. Potem zdarzyło się to.
W jednej chwili cały świat zawirował, a jej zdawało się, że cały sufit runie. Smętną ciszę przerwał głośny wybuch. W ścianie na wprost jej oczu, ziała wielka dziura, a w jej wnętrzu zobaczyła pięć postaci i dwa koty. Ich zadziorne uśmiechy zniknęły w jednej chwili, podczas spotkania z jej wzrokiem.
Dwóch mężczyzn, których dłonie czuła na sobie, pociągnęło ją w odwrotną stronę. Teraz już nie panowała nad emocjami. Krzyczała, piszczała i wyrywała się dwóm magom, którzy nie mieli czasu, aby pozbawić ją tej możliwości. Szarpnęli ją mocno tak, że ledwo utrzymała się na nogach.
Wołała po imieniu swoich przyjaciół. Dobrze wtedy usłyszała, to byli oni. W duchu cieszyła się, bo wiedziała, że ją zobaczyli. Wiedzieli, że żyje.
Nie miała pojęcia, gdzie ja wloką i dlaczego była im taka potrzebna. Zastanawiała się nad tym od dłuższego czasu. Mogli wybrać kogokolwiek, kto używał podobnej do niej magii. Chciała już wrócić do domu.
Potknęła się o kamień i wylądowała na ziemi. Jeden ze strażników podciągnął ją do góry i kazał stawać na nogi. Zrobiła to, co mówił. Została brutalnie szarpnięta przez drugiego maga. Wiedziała, że nie zdążą uciec przed Natsu i resztą, więc nie bała się tak, jak kiedyś.
Miała rację. Tuż po chwili betonowe podłoże zamarzło tworząc lodowisko. Wraz z dwójką magów-strażników wylądowała na ziemi po raz drugi w przeciągu minuty. Usłyszała krzyki swoich przyjaciół i ogromny huk. Po chwili zrobiło się cicho.
Korzystając z chwili czasu odwiązała ręce i zdążyła uciec zanim ktokolwiek zdołał ją złapać. Biegła przed siebie, odzyskując utracone przez te wszystkie miesiące siły. Pragnęła znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego miejsca, ale... Nie mogła pozostawić przyjaciół. Zatrzymała się i spojrzała za siebie. Nie gonili jej, więc zapewne jeszcze się nie pozbierali. Jej magiczne moce były na skraju wyczerpania, nie była w stanie pomóc swojej rodzinie.
Gdzie oni się podziali? Czym był ów huk? Dlaczego tak nagle zrobiło się cicho? Czy nic im nie jest? Poczuła nagłe wstrząsy. Ziemia pod jej stopami zaczęła się trząść. To jeden ze strażników użył swojej magii. Poczuła, jak zapada się pod ziemię.
Upadła i poczuła ból w kostce. Została zasypana przez stertę gruzu. Słyszała głosy swoich przyjaciół, wykrzykujące wszelakie zaklęcia. Starała się wydostać spod góry betonu, ale znacznie utrudniała jej to rwąca, prawdopodobnie skręcona kostka. Zmagając się z bólem, dziewczyna miotała się i próbowała przesunąć najcięższy z odłamków, aż wreszcie udało jej się to i wyszła na marmurową podłogę pałacu.
Obok niej leżało dwóch magów, którzy wyciągnęli ją z celi. Nie ruszali się, więc założyła, że stracili przytomność. Spojrzała na środek wielkiej sali, tak przez siebie znienawidzonej. To właśnie tutaj zmuszali ją do robienia tych wszystkich okropieństw. Siedziała na ziemi, podczas gdy jej gildia wyraźnie wygrywała walkę.
Ludzie żyjący w tym zamku byli bardzo słabi, ale ona nie potrafiła się im sprzeciwić. Wiedziała, że nie zabiliby jej przed ukończeniem projektu, ale nie była gotowa na tortury. Nadal pamięta ten jeden jedyny raz, kiedy postawiła się i nie chciała zrobić tego, co chcieli. To tak bardzo bolało.
Dokładnie przypatrywała się walczącym. Pokonali większość żołnierzy i zabierali się za magów. Choć niektórzy mieszkańcy tego zamku mogli używać magii, była to magia bardzo słaba. Jedyny potężny tutaj czarodziej, to Bunda, właściciel uważający się za władcę. Używając magii światła, mógł wytworzyć laser, który potrafił przeciąć w pół wszystko, nawet magię innego maga.
Po kilku minutach został tylko on. Śmiał się im w twarz... Jej przyjaciołom. To nie może zostać mu podarowane.
Zacięta walka trwała kilkadziesiąt minut, a uśmiech powoli schodził z twarzy Bundy, pojawiała się natomiast złość. Miotał laserami we wszystkie strony, ale każdy z walczących magów zgrabnie unikał ciosów. Pięciu silnych magów i dwa koty na jednego. Nie mogli przegrać, jednak zaczynali tracić siły. Nie wiedziała, że był na tyle mocny, by móc pokonać najsilniejszych magów z najlepszej gildii.
Po chwili jednak jeden z leżących już na ziemi, wstał i zaczął przemawiać do stojącego nad nimi Bundy. Gdy jednak nie zdołali go przekonać, by zaprzestał projektu, walka rozpoczęła się na nowo, ale z większym zapałem gildii. Skakali i rzucali zaklęcia aż powalili ''władcę'' na ziemię. Ucieszyła się. Wyciągną ją stąd. Nie będzie musiała tego robić po raz kolejny. Nigdy w życiu nie była aż tak szczęśliwa.
Zadali mu ostateczny cios. Jego twarz zastygła wykrzywiona w grymasie. Opadli zmęczeni na biały marmur. Odwrócili twarze w jej stronę. Wtem usłyszała głos Lucy.
 — Levy...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz