Tytuł: "Non, je ne regrette rien"
Nazwa i numer rozdziału: Prolog ''Spacer w świetle księżyca"
Data aktualnej publikacji: 26.04.2017
Gdy jest Ci źle, szukasz kogoś, kto jest w gorszym położeniu niż Ty.
Lucy, Elfen Lied
Wąską ciemną ulicę rozjaśniał widniejący na niebie, blady księżyc. Wysoki ciemnowłosy chłopak przemierzał długą drogę do swojego domu, obserwując różne nocne stworzenia, błąkające się tu i ówdzie. Błoga cisza i brak ruchu na drodze sprzyjały mieszkającym w pobliskim lesie zwierzętom. Wsłuchiwał się w ciche pohukiwanie sów i szelest skrzydeł nietoperzy. Przysłoniętymi lekko grzywką oczyma wpatrywał się w wielką, białą kulę widniejącą nad jego głową. To było to, co lubił. Jego klimat. Przyjemny ciepły wiaterek pozwalał mu zwalniać z każdym krokiem, by mógł wejść w osobisty kontakt z naturą. Rozkoszował się lekkimi powiewami wiatru smagającymi jego bladą twarz. Myślami był daleko od rzeczywistości.
Dave był bardzo wysokim, jak na swój młody wiek chłopakiem. Wzrostem dorównywał swojemu o kilka lat starszemu bratu. Był mądry i, jak stwierdzała prawie każda dziewczyna w jego szkole, równie przystojny. Starał się zawsze być miłym, rozgarniętym chłopcem, podążającym tylko tam, gdzie było wolno. Nie chciał pakować się w kłopoty, które na szczęście nieczęsto mu się przytrafiały. Miał niestety również wrogów, jak każdy nastolatek. Starał się jednak zbytnio im nie podpadać z racji tego, że byli jednak od niego znacznie silniejsi. Dlaczego miał wrogów? Głownie z tego powodu, że na jego widok wzdychały wszystkie dziewczyny, a na pewno ich zdecydowana większość.
Dziewczyny. To właśnie przez nie miał najwięcej kłopotów w życiu. Od niedawna, w zasadzie od kilku miesięcy, zaczął się poważnie zastanawiać, co do swojej seksualności. Prawdą było, że jeszcze żadna dziewczyna, z którą był, lub którą tylko widywał na korytarzu, tak na prawdę go nie pociągała. Większość dziewczyn, które miał, rzucał zwykle po kilku tygodniach. Mimo tego, że w oczach niektórych osób uchodził za chama, zainteresowanie dziewczyn co do niego się nie zmieniło, a można by rzec, że nawet się pogłębiało. Coraz częściej jednak zaczął zwracać uwagę na chłopaków, ale nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby być homoseksualistą. Wiedział, jak zostałoby przyjęte to nie tylko w szkole, ale także w domu, więc uparcie obstawał przy byciu normalnym.
Otrząsnął się z niechcianych myśli i zorientował, że stoi przed furtką swojego sąsiada (znienawidzonego pana Bustera) czyli o jedną bramkę za daleko. Zwykle, gdy wracał do domu ze szkoły, staruszek krzyczał na niego bez większego powodu. Westchnął potępiając własną głupotę i zawrócił podchodząc do metalowej bramy, prowadzącej do drzwi jego domu.
Miał bogatych rodziców, więc jego dom wyglądał okazale. Pomalowany na zielono, odróżniał się od białych mieszkań z tej dzielnicy. Miejscowość, w której mieszkała jego rodzina była dość obskurna i zamieszkana z reguły przez miejscowych meneli. Choć zamieszkała może zbyt dobrym słowem nie jest. Mieszkali tu tylko ze względu na dobrą szkołę i szybki dojazd do pracy rodziców. Dave, jak i reszta jego rodzeństwa nie cieszył się z należącego do jego rodziców majątku. Gdy patrzył na swój ogromny dom, równo przycięty trawnik i wszelkiego rodzaju nowoczesne sprzęty, i na walące się posiadłości sąsiadów, było mu wstyd z tego bogactwa.
Uchylił metalową furtkę i wszedł do ogródka, idąc wąskim chodnikiem do dębowych drzwi (omijając równo przystrzyżony trawnik, czyli robotę jego matki, która za zniszczenie jej dzieła, potrafiła udusić samym wzrokiem).
Błagając w myślach, by drzwi były otwarte, nacisnął mocno na klamkę, a gdy drzwi odchyliły się, wszedł cicho do środka. Nie musiał jednak zachowywać się zbyt cicho, bo od samego wejścia jego uszu dobiegły znajome głosy jego rodzeństwa. Gdy przechodził przez długi korytarz, głosy stawały się coraz wyraźniejsze, aż wreszcie ujrzał ich siedzących na kanapie i śmiejących się do wielkiego, plazmowego telewizora zawieszonego na białej ścianie.
— Dave! Ładnie tak z domu po nocach uciekać? — zapytał najstarszy z nich uśmiechając się zadziornie.
— Rodzice są w domu? — spytał ignorując wypowiedź brata.
— Nie, nie ma ich tutaj. Ciągle są w pracy. — usłyszał dziewczęcy głos tuż za plecami. Odwrócił się i ujrzał wysoką szatynkę, która wpatrywała się w niego hipnotyzującym wzrokiem.
Selena bez wątpienia była najdziwniejszą osobą w rodzinie Dave'a. Starsza od niego o rok dziewczyna, zdawał się przerażać każdego osobnika, którego spotkała, w tym nawet zwierzęta. Jej oczy koloru pustego błękitu zdawały się prześwietlać człowieka na wylot. Na Davi'e, przyzwyczajonym już do tego, nie robiło to większego wrażenia. Jej zachowanie wiązało się z przeszłością; aż trudno było uwierzyć, że ta, przerażająca na swój własny sposób dziewczyna, mogła być kiedyś uśmiechniętą, piękną istotą.
— Och, jak dobrze. — odetchnął z nieskrywaną ulgą. Wprawdzie się nie spóźnił i przyszedł o dobrej porze, ale wiedział, że jego rodzice są bardzo wyczuleni na punkcie późnego wracania do domu. Nie chcą, by ich dzieci szlajały się same po wiosce szaleńców. Począł wspinać się po marmurowych schodach, podążając w stronę swojego pokoju.
Miejsce, w którym spędzał większość każdego dnia nie było duże, aczkolwiek przestronne. Lubił przebywać w swoim pokoju w samotności, nie mając żadnych zobowiązań.
Uchylił duże, białe drzwi i wmaszerował do środka, zamykając je na klucz. Skoczył na łóżko i wyciągając się na nim, zamknął oczy. Nie wiedział kiedy objęły go spokojnie ramiona Morfeusza, prowadząc go do swojego świata.
______________________________________________________
Witam Was, drodzy czytelnicy, po o wiele za długiej przerwie, jaka nam się tutaj zrodziła. Ale, niestety, bywa, musicie mi to wybaczyć.
Nie jest to moje nowe opowiadanie choć wątpię, by ktokolwiek z Was je kojarzył. Publikowałam je niegdyś na blogu, poświęconemu tylko i wyłącznie temu opowiadaniu.
Wszelkie uzasadnione poprawki, zażalenia i innetakie z wielką chęcią przyjmę.
Pozdrawiam serdecznie.
(Z racji, że opowiadanie to jest już skończone pojawiać się będzie, myślę, co tydzień o godzinie 14:00 na blogu, na Wattpadzie nieco później).
~Akira
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz